Coś wewnątrz mnie zaczęło bić. Moje dłonie odzyskały czucie, znów mogłam dotykać.
Wyciągnęłam palca i zmusiłam go do posunięcia się w przód. Uderzył w coś twardego.
Co to takiego? Co stoi mi na przeszkodzie do wolności? Nie mogę tego ujrzeć, ponieważ
zalega mrok.
Nagle wracają do mnie przebłyski wspomnień. Nie było w nich szczęścia, lecz sam smutek
i rozpacz . Zaczęło się od dziesiątego roku życia. Wszystko uległo zmianie. Czułam się tak
jakby opętał
mnie demon. Przestałam chodzić, trudności z mówieniem, włosy przestały lśnić, oczy
straciły blask.
Czułam się jak wrak człowieka. Trwało to niecałe sześć lat, a ostatnie co pamiętam to krzyk
mojej mamy i ciemność. A co by innego. Jestem do niej przyzwyczajona bo wszędzie ją
dostrzegam.
Nie!!....nie mogę o tym nawet myśleć. Jeżeli umarłam to dlaczego czuję? myślę? A może to
wszystko to tylko sen? Spróbuje się wybudzić. Podniosłam rękę i naparłam nią o coś
wielkiego.
Ku mojemu zaskoczeniu to......otworzyło się. Coś mnie oślepiło, lecz szybko zorientowałam
się, że nie
mam nic przeciwko temu.Wręcz przeciwnie...to....to......dawało mi siłę, leczyło wspomnienia.
Nie chcę otwierać oczu. Chcę zostać tak na zawsze. Poczułam w sobie rozkosz, ukojenie i
coś co przesłaniało mrok.....światło.Trwało to zapewne bardzo długo zanim otworzyłam
ponownie oczy.
Pierwsze co ujrzałam znajdowało się tak daleko, lecz blisko ode mnie. Jakby anioł na
niebie.
Świeciło swoim światłem, tętniło swoim życiem.
- K..ksi..ężyc - wyszeptałam z trudem. Dźwięk mojego głosu dał mi motywacje do
podniesienia
głowy. Złapałam obydwoma rękoma za twarde powierzchnie rzeczy i dłonie pociągnęły
połowę tułowia do góry. Gdzie ja jestem? To pytanie powróciło do mnie i wielka błogość
została stłumiona. Drzewa, drzewa i niekończące się drzewa, ale czy na pewno?
Spróbowałam bardziej wyostrzyć wzrok. I dostrzegłam główną atrakcję miejsca. Groby....
pomiędzy drzewami wystawały groby, same groby błyszczące jak szkło w blasku mojego
księżyca. Przypomniałam sobie coś jeszcze. Głosy....a raczej płacz i modlitwa. Podparłam
się i wstałam. Coś do mnie trafiło. Nie dostrzegłam tego wcześniej. Poczułam łzę
spływającą mi po policzku. Bo już wiedziałam co ujrzę, gdy się odwrócę. A jednak to
zrobiłam. I miałam rację.
Na nagrobku ustawionym za mną był napis. Nie chciałam potwierdzenia a widniało jak
na wyciągnięcie ręki. KATIA LEYBORS głosił nagrobek. Niech spoczywa w pokoju. Moje
imię....moje własne imię i ja. Ja sama stoję nad własnym grobem. Spoglądam w dół. Na
ziemi wije się czarna suknia. Jest moja. Czuję drugą łzę, wędrującą tym samym szlakiem co
poprzednia. Odwracam się i biegnę. Biegnę przed siebie pozostawiając swój grób. A może
powinnam w nim zostać? I nigdy się nie budzić? Może taki był mój los i przeznaczenie.
Padam na kolana przed lśniącą rzeką. Łzy przestały cieknąć. Podnoszę głowę i spoglądam
w wodę. Moje długie do pasa włosy zdawały się być czarne i mocne jak nigdy dotąd.
Spływały gęstymi falami po plecach .Lecz na mojej głowie nie widniała sama czerń, lecz
srebrzyste pasemka. Oczy......odmienione, kryształowo-niebieskie, piękne.
Jakby nie ta sama osoba, a jednak widniało podobieństwo.W wodzie odbijało się coś
jeszcze. Czarny kruk. Odwróciłam się w jego stronę. Mocne skrzydła lśniły głęboką czernią
jak moje włosy. Podeszłam do niego i wyciągnęłam rękę. Patrzył mi prosto w oczy. Śledził
każdy mój ruch. Zachowywał się niczym jak człowiek. Dotknęłam go. A on jakby się tego
spodziewał. Czy to możliwe?Wyszłam z własnego grobu, piękna jak nigdy dotąd a ja
zadaję sobie pytanie czy akurat to jest możliwe?
Mój wzrok odrywa się od ptaka i ponownie pada na księżyc.
Moje piękno nie równa się z jego.
Przecina niebo dając blask mówiący : twoja jedyna podpora, siła, twoje jedyne piękno. I
znowu księżyc przesłania emocje. Nie mam najmniejszej ochoty patrzeć gdzie indziej.
Czuję uderzenie skrzydła .Przerywa to hipnozę i z powrotem powraca ciężar. Odmienny
kruk odlatuje. Nie pozwolę mu na to. Nie zostawi mnie teraz samej. Biegnę za nim. Mam
ochotę krzyknąć Zaczekaj!!! Polecę razem z tobą!!! , ale dobrze wiem, że nie mam skrzydeł.
Wbiegam do lasu. Znikają groby, drzewa przesłaniają mi przyjaciela. Lecz i tak biegnę,
wabiona czarnymi skrzydłami znikającymi zza drzew. Potykam się o suknię, ale nie mam
czasu jej podnosić. Nadal biegnę. Orientuje się dopiero teraz, że biegnę boso a gałęzie i
kamienie ranią mi stopy. I zniknął. Ptak odfrunął za daleko abym go mogła dostrzec.
Upadam. Nie tracę przytomności wręcz przeciwnie czuje się jeszcze bardziej rozbudzona z
martwego snu. Patrzę do góry w nadziei, że znów moją rozpacz pochłonie blask, lecz tak
się nie dzieje.
Drzewa mi go odebrały. I znowu na moim policzku pojawia się srebrzysta łza.
Zrodzona z blasku księżyca
Dziewczyna odrodzona na nowo przez Srebrzysty księżyc.
sobota, 31 stycznia 2015
piątek, 30 stycznia 2015
Subskrybuj:
Posty (Atom)